Zaczęło się od trzęsienia ziemi, a później było tylko lepiej. W nudne do granic możliwości rozgrywki WTA Iga Świątek i Aryna Sabalenka tchnęły nowe życie. Finał w Madrycie momentami ocierał się o ideał i śmiało może aspirować do miana meczu sezonu. Moją uwagę przykuł jednak pewien szczegół, który w najbliższych tygodniach może mieć kluczowe znaczenie w kontekście walki o pozycję liderki rankingu WTA.
Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Kilka dni temu, męcząc się podczas oglądania finału Fortuna Pucharu Polski, od jednego z komentatorów usłyszałem nieco tłumaczące tę mizerię zdanie: finały są po to, żeby je wygrać, a nie pięknie grać.
O ile w piłce nożnej faktycznie stawiając autobus, można taki mecz o tytuł brzydko mówiąc przepchnąć, o tyle w tenisie tego typu strategia nie przejdzie. Decydujący mecz to czas na fajerwerki. Takie po raz kolejny zafundowały nam Iga Świątek i Aryna Sabalenka.