
Awans Igi Świątek do finału w Madrycie choć niewątpliwie cieszy, to dla mnie schodzi dziś na dalszy plan. Tenisowe władze niemal od początku wojny dały ciche przyzwolenie na udział rosyjskich i białoruskich tenisistek w tourze, ale przypadek Weroniki Kudiermietowej jest dla mnie jednym z tych, obok których nie powinno się, a nawet nie można przejść bez słowa.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Iga w piątek zmiotła Kudiermietową z
kortu (6:1, 6:1), ale półfinał prestiżowego turnieju w Madrycie tylko pozornie był pojedynkiem liderki rankingu WTA i 13. tenisistki rankingu. Równie dobrze można powiedzieć, że był to mecz jednej z niewielu kobiet z czołówki, która jasno, wyraźnie i głośno stoi po stronie napadniętej Ukrainy, z rosyjską tenisistką, która delikatnie mówiąc, nie ma nic przeciwko działaniom jej kraju.
Przypomnijmy, że już za dwa miesiące Wimbledon. Tenisistki z Rosji i Białorusi przed startem na brytyjskiej trawie muszą podpisać oświadczenia o neutralności, które zabraniają im okazywania jakiegokolwiek poparcia dla wojny w Ukrainie. Dotyczy to również wsparcia od rosyjskich i białoruskich firm. Inaczej nie będą mogły w tej najbardziej prestiżowej imprezie tenisowej wystartować.
— Na Wimbledonie nie można grać z żadnymi oznakami kojarzącymi się z Rosją. Wiem o tym — wyznała Rosjanka w trakcie turnieju w Madrycie.
Niech nikogo nie zwiodą informacje, że 26-latka rodem z Kazania po miesiącach nacisków w końcu usunie nazwę swojego sponsora — Tatnieftu, rosyjskiego giganta naftowego — ze stroju. Zrobi to wyłącznie na potrzeby startu w Wimbledonie. Nie ma to nic wspólnego z jej poglądami na temat wojny.